poniedziałek, 29 maja 2017

Młody Tancerz Roku 2017 - Finał krajowy

Wczoraj TVP Kultura emitowała na żywo finał krajowy Młodego Tancerza Roku 2017. 

Pokrótce o konkursie:

Młody Tancerz Roku w Polsce jest konkursem organizowanym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Instytut Muzyki i Tańca oraz TVP. Na celu ma wyłonienie najlepszego tancerza w wieku 16-20 lat, który będzie reprezentować nasz kraj w międzynarodowym finale Konkursie Eurowizji dla Młodych Tancerzy.

W tym roku zwycięzca będzie reprezentować Polskę pod koniec tego roku w Czechach.

W polskim finale udział wzięło ośmioro tancerzy:

Szymon Hawryszko
Weronika Sieczkarek
Barłomiej Malarz
Patryk Kaczmarek
Alicja Kaczor
Paulina Bidzińska
Hanna Szychowicz
Pola Gonciarz.

Każdy z uczestników wykonał krótki, półtora-minutowy  solowy układ choreograficzny do muzyki dowolnie wybranej. 
Poza tym tancerze zaprezentowali się również w choreografiach grupowych.

Moimi faworytami była dwójka tancerzy:

Hanna Szychowicz - 17-letnia uczennica Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Feliksa Parnella w Łodzi.

Niestety, YouTube nie udostępnia jeszcze fragmentów występów solowych kandydatów.

Drugim moim faworytem był Szymon Hawryszko - 19-letni uczeń Caro Dance Company.

Tancerzy oceniało jury - profesjonalni tancerze i choreografowie. 

Wszyscy tancerze reprezentowali bardzo wysoki, wyrównany poziom.

W finałowym pojedynku zmierzyły się Hanna Szychowicz i Paulina Bidzińska.

Młodym Tancerzem Roku 2017, który pojedzie do Czech na finał Konkursu Eurowizji została 19-letnia Paulina Bidzińska z Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Ludomira Różyckiego w Bytomiu.




Tu warto przypomnieć, że nasi tancerze dwukrotnie już wygrywali Eurowizję dla Młodych Tancerzy. W 2001 roku Marcin i Dawid Kupińscy oraz Viktoria Nowak w 2015 roku.



Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na finał Konkursu Eurowizji 2017 i trzymać mocno kciuki za Paulinę :-)

środa, 17 maja 2017

Czytaj, czytaj, czytaj: #91 "Cena szczęścia" Krystyna Mirek


Cena szczęścia jest drugą z trzech części cyklu Saga rodu Cantendorf.



Jedyny męski potomek rodu Cantendorf jest zaręczony z piękną, młodą, niepokorną i niesforną Kate. Dzieli ich bardzo wiele ale łączy fascynacja ze strony Aleksandra i pierwsza miłość ze strony narzeczonej. Wielu osobom ten mariaż nie podoba się. Kolejne intrygi, podstępne działania i knowania powodują lawinę wypadków, nad którymi już nie można zapanować.

Wychowanie, ogłada, zwyczaje i obyczaje, reguły, od których nie ma odstępstwa nie pomagają w rozwikłaniu problemów.

/.../ zamilkła. Było jej przykro. może to i nic wielkiego, dobry nastrój czy wesoła rozmowa. Ale wychowała się w domu, w którym nigdy tego ni zaznała. Między rodzicami panowało wieczne napięcie, wyczuwalne nawet gdy ze sobą nie rozmawiali. Tęskniła za taką swobodą, jaką prezentowało rodzeństwo Carterów. Żartowali, przekomarzali się i nikt się nie obrażał, nie szukał w zwykłych słowach drugiego dna, nie zastanawiał, czy są stosowne.
/str. 283/

Autorka w drugiej części sagi uchyla rąbka tajemnicy rodu Cantendorf. Jednak na całkowite rozwiązanie trzeba będzie poczekać.

Akcja powieści toczy się równym, szybkim tempem. Nie ma tu zbędnych opisów, niepotrzebnych dialogów "o niczym". A jeśli opisy są, to są one "unowocześnione", co nie przeszkadza w odbiorze.

Czuła, że zostało jej niewiele czasu. Szok, który zadziałał jak silny środek przeciwbólowy, powoli słabł, a umysł, niestety, budził się do przytomności i zaczynał przetwarzać dane oraz wyciągać wnioski.
/str. 309/

Jest w powieści nuta romantyzmu, ale nie kiczu.

Szczęście w ich małżeństwie miało gen wędrowca. Długo chodziło poplątanymi ścieżkami, zanim dotarło do celu. Dobrze, że zdążyło. Tylko czy uda się donieść na miejsce? Czy kiedy przekroczą próg domu, nie wrócą dawne problemy?
/str. 321/

Saga rodu Cantendorf to opowieść przede wszystkim o kobietach. Autorka przedstawia ich różny status społeczny, różny wiek, różne charaktery. Ale w każdej z nich tkwi  ogromna siła i wola walki o szczęście dla siebie i dla najbliższych.

Z niecierpliwością czekam na trzecią część sagi zatytułowaną Prawdziwa miłość.

Polecam tę niezwykle ciekawą i wciągającą opowieść.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.



piątek, 12 maja 2017

Eurowizja 2017 - przed finałem

Inaczej niż w latach poprzednich, tym razem przedstawię Wam uczestników pierwszego i drugiego półfinału. Mianowicie przedstawię Wam tylko tych, którzy zwrócili moją uwagę :-)


62. Konkurs Piosenki Eurowizji miał miejsce 9. i 11. maja w Kijowie.

Przede wszystkim: prowadzący. Profesjonalni, uroczy, przystojni:
Oleksandr Skiczko, Wołodymyr Odstapczuk oraz Timur Mirosnyczenko. Miło było popatrzeć i posłuchać :-)

Konkurs rozpoczął Szwed, Robin Bengtsson piosenką I Can't Go On, potem była reprezentnatka Gruzji Tamara Gaczecziladze z utworem Keep the Fight i było tak sobie.

Dalej Australia, Albania i kiedy na scenę miała wyjść 17-letnia reprezentantka Belgii, miałam ochotę po prostu wyłączyć TV. Nudy, nudy, nudy!

Ubrana na czarno Belgijka Blanche odśpiewała City Lights. Bez ruchu. Ale za to jak! Pięknym, głębokim głosem... Zresztą, sami popatrzcie i posłuchajcie:




Potem wystąpił reprezentant Czarnogóry (Czarnogórczyk czy Czarnogórzanin?) Slavko Kalezic. Utwór Space został odfałszowany z wygibasami typu body-languange. Obrzydlistwo.

Po nim wystąpiła Norma John z Finlandii, Dihaj z Azerbejdżanu i znów zrobiło mi się nudno i nijako. Po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać nad przełączeniem kanału tv.

I nagle - objawienie! Salador Soblar z Portugalii. Czarodziej z piosenką Amar pelos dois:




Tak, tak, tak! To jest mój FAWORYT.

Potem byli reprezentanci Grecji, jako jedenasta wystąpiła nasza Kasia Moś z utworem Flashlight:




Następnie Mołdawia przedstawiła wschodnie hop-siupy, potem była Islandia, całkiem melodyjne Czechy, Cypr, Armenia, Słowenia i w końcu Łotwa. Do końca nikt nie zwrócił mojej szczególnej uwagi.


Drugi półfinał:

Rozpoczęła Serbia. Tijana Bogicevic wykonała utwór zatytułowany In Too Deep, który mnie nie porwał.

Następny był Austriak. Z doświadczenia - nie spodziewałam się niczego rewelacyjnego. I tu spotkało mnie miłe rozczarowanie :-) Nathan Trent świetnym głosem (takim pełnym, głębokim, mocnym), stojąc na księżycu :-) zaśpiewał Running on Air. Posłuchajcie:




Potem reprezentantka Malty wykonała balladę rodem z Pocahontas, następnie był rap jodujący z Rumunii! Przedstawiam Wam jako ciekawostkę: Ilinca i Alex Forea w utworze Yodel it!:




Na uwagę zasługują siostry z Holandii. O'G3NE, tak się nazywa ich zespół, a zaśpiewały Lights and Shadows. I to nie sama piosenka jest warta uwagi, a pięknie zgrane głosy trzech pań:





Potem był cygański rap w wykonaniu węgierskim, który również zasługuje na uwagę - Joci Papai w piosence Origo:




Następnie była reprezentantka Danii, a po niej młodziutki chłopaczek z Irlandii, Brendand Murray, który stojąc w balonie zaśpiewał piękną "pościelówę" zatytułowaną Dying To Try. Musicie to zobaczyć tym bardziej, że nie zaśpiewa w finale:




Po Irlandczyku wystąpiła ruda z murzynem z San Marino, po czym - rewelacja! Chorwat o dwóch głosach! Jacques Houdek wykonał utwór My Friend:




Potem byli muzycy w kapturach z Norwegii, reprezentanci Szwajcarii, Białorusi, chłopak w deszczu z Bułgarii, Litwini i duet z Estonii, których chciałabym Wam przedstawić ale nie ze względu na to, żeby mi się niezwykle podobali, ale ze względu na to, że wykonali utwór typowo eurowizyjny. A co ciekawe - do finału nie przeszli. Koit Toome i Laura i Verona:




Drugi półfinał zakończył występ izraelskiego wojskowego "ciacha".

Na podsumowania jeszcze jest za wcześnie. Czekam na sobotni finał, w którym wystąpią oprócz dwudziestki, zakwalifikowanej do sobotniego wieczoru, Wielka Piątka (Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Hiszpania i Włochy) oraz reprezentant Białorusi.



wtorek, 2 maja 2017

Czytaj, czytaj, czytaj: #90 "Tajemnica zamku" Krystyna Mirek




Tajemnica zamku to pierwszy z trzech tomów cyklu Saga rodu Cantendorf.






Tajemnica zamku wymagała krwi
/str. 327/

XIX-wieczna Anglia. Zamek Cantendorf owiany jest tajemnicą. Panujący tam hrabia Aleksander pod czarną rękawicą nosi ślady mrocznej przeszłości. Czterokrotnie owdowiały przystojny, młody i pełen uroku właściciel posiadłości pragnie mieć dziedzica. Jednak na drodze ku szczęściu stają kolejno czarne charaktery.

Lekka, pełna prześmiewczego humoru obyczajowo-kryminalno-romantyczna powieść jest wspaniale skonstruowaną satyrą na wszystkie tanie romansidła.

Kate była w tym względzie o wiele lepiej wyedukowana. Podejrzała co trzeba już jako jedenastolatka. Przesiadywanie w ukryciu za beczką z kapustą pod kuchennymi schodami też mocno wzbogaciło jej wiedzę o życiu, mężczyznach i małżeństwie.
Podsumowała sobie te opowieści i wyciągnęła wnioski. Według niej sprawa zamążpójścia była z góry przegrana. Doświadczenie innych mówiło wyraźnie, że związki z miłości umierają z powodu braku pieniędzy, a te z rozsądku zamieniają życie w uczuciową pustynię. Takie zaś, w których stabilizacja majątkowa łączy się ze szczerym uczuciem, są jak złoty smok. Podobno istnieje, ale nikt go nie widział.
/str. 116/

Świetnie napisana powieść oddająca ducha czasu, tamtejsze tradycje i obyczaje, ze spokojnie płynącą akcją (co nie oznacza, że nudno) jest zapowiedzią kolejnych niespodzianek.

Jeśli ktoś jest damą w głębi serca, zamek sam się dla niego znajdzie. Te słowa często powtarzała dawna lady Cantendorf i właśnie teraz przypomniały się gospodyni. Westchnęła. Gdyby nie ciążąca na tym miejscu tajemnica, można by powiedzieć, że hrabia znalazł wreszcie idealną kandydatkę na żonę.
/str. 345/

Z ogromną przyjemnością przeczytam dwa kolejne tomy sagi: Cenę szczęścia oraz Prawdziwą miłość.

Polecam tę naprawdę wciągającą, ciekawą opowieść.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.